Uczelnie mogą wymagać przy rekrutacji już nie tylko wyników z egzaminów maturalnych

Matura nie zawsze wystarczy

Dziennik Polski

Uczelnie będą mogły przeprowadzić egzaminy wstępne na studia bez zgody ministerstwa…

Taką możliwość wprowadziła nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, która weszła w życie w październiku. Wcześniej, aby sprawdzić umiejętności kandydatów na studia, które są niesprawdzane na maturze, uczelnie musiały uzyskać zgodę ministra nauki i szkolnictwa wyższego. Teraz takiego obowiązku już nie ma, a uczelnie mogą wymagać przy rekrutacji już nie tylko wyników z egzaminów maturalnych.

Aby przeprowadzić dodatkowe testy, muszą przyjąć w tej sprawie uchwałę. Kryteria naboru są ogłaszane do końca maja roku poprzedzającego rok akademicki, którego uchwała dotyczy.

Matura według rektorów

Matura według rektorów

Rz

Rektorzy chcą, by maturzysta miał obowiązek zdawać dodatkowo co najmniej jeden przedmiot z dziedziny nauk podstawowych

Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) przyjęła stanowisko w sprawie nowej matury. Rektorzy chcą, by uczeń miał obowiązek zdawać rozszerzone, trudniejsze egzaminy z co najmniej jednego z przedmiotów reprezentujących dziedziny nauk podstawowych. ….

Matura 2009

Matura: dobrze w liceach, klęska w technikach

Rz

Średnio co piąty polski maturzysta nie zdał matury. W technikach – co trzeci

Tegoroczną maturę zdało 78 proc. uczniów – wynika z danych Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. – W Europie podobne egzaminy zdaje 65 – 80 proc. osób. Nasz wynik mieści się w średniej – komentuje Lucyna Grabowska, kierownik wydziału matur CKE.

W ogólniakach egzaminu nie zdał co dziesiąty uczeń. – To nie budzi niepokoju. Pokazuje, że ten egzamin nie jest dla wszystkich – twierdzi Wiesław Kosakowski, dyrektor III LO w Gdyni.

Gorzej wypadły technika. Z maturą nie poradził sobie co trzeci uczeń. Podobnie było w liceach profilowanych, tam nie zdało aż 39 proc.

Matura nadal podstawą rekrutacji na studia wyższe

Matura nadal podstawą rekrutacji na studia wyższe

PAP – Nauka w Polsce

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nie planuje wprowadzenia egzaminów na studia. Nadal podstawą rekrutacji na studia pozostają wyniki uzyskane na maturze – poinformowało w czwartek ministerstwo w komunikacie. W czwartkowym „Dzienniku” napisano, że „być może już za rok wrócą egzaminy wstępne na studia”. „Ministerstwo Nauki, które przygotowało projekt nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym, chce bowiem, by uczelnie mogły przeprowadzać dodatkowe sprawdziany dla kandydatów. Ten przepis może spowodować rewolucję w systemie rekrutacji. Gdyby uczelnie zaczęły go stosować, mogłoby się okazać, że wyniki nowej matury przestaną być jedynym kryterium naboru na studia” – poinformował „Dziennik”. 

„Wbrew pojawiającym się w debacie publicznej opiniom, podstawą procesu rekrutacji pozostają wyniki uzyskane na maturze. Propozycja zmian w konsultowanych obecnie +Założeniach reformy szkolnictwa wyższego+ dotyczy jedynie uwolnienia uczelni od dodatkowych procedur” – napisano w komunikacie skierowanym przez resort do mediów.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podkreśla, że w konsultowanych obecnie „Założeniach reformy szkolnictwa wyższego” zapisano jedynie: „Przewiduje się też odstąpienie od wyrażania zgody przez ministra na przeprowadzenie dodatkowych sprawdzianów kompetencji kandydatów na studia. Wpłynie to na uelastycznienie procedur rekrutacyjnych, a także zwiększy autonomię uczelni w tym względzie”.

Egzaminy na studia?

Za rok wrócą egzaminy na studia?

Dziennik

Za rok sama matura, nawet zdana ze świetnym wynikiem, może nie wystarczyć, by dostać się na wymarzone studia. Ministerstwo Nauki chce bowiem, by uczelnie mogły przeprowadzać dodatkowe sprawdziany dla kandydatów na studentów. A to może oznaczać powrót egzaminów wstępnych na studia.

Jeśli ten przepis wejdzie w życie, może spowodować prawdziwą rewolucję w systemie rekrutacji na studia. Gdyby bowiem uczelnie zaczęły z niego korzystać na masową skalę, mogłoby się okazać, że wyniki z tzw. nowej matury przestaną być jedynym kryterium naboru na studia. A właśnie taki przecież był cel hucznie wprowadzonej w 2005 r. reformy: matura miała całkowicie zastąpić egzaminy na wyższe uczelnie i sprawić, by młody człowiek stresował się tylko raz – zdając egzamin dojrzałości.

Szybko jednak okazało się, że nowy system ma luki, a uczelnie chcą mieć prawo do dodatkowej oceny kandydatów. Co roku do Ministerstwa Nauki wpływa około 100 próśb o zgodę na przeprowadzenie dodatkowego sprawdzianu na studia. Resort odrzuca co dziesiątą z nich. Problem już kilka miesięcy temu zauważyła minister nauki Barbara Kudrycka. „Chcemy, żeby to uczelniane senaty mogły same decydować o dodatkowych kryteriach rekrutacji. Oczywiście z zachowaniem zasady, że nie wolno wprowadzać egzaminów z tych przedmiotów, które kandydat zdawał na maturze” – mówiła w wywiadzie dla DZIENNIKA.

Matura z konformizmu i bylejakości

Matura z konformizmu i bylejakości

Rz

Najprostsza matura sprawia najmniej problemów. Abiturienci zadowoleni, bo wszystko poszło lekko. Nauczyciele – bo potwierdzili swoje umiejętności pedagogiczne. I wreszcie politycy, bo nikt im głowy nie zawraca pytaniami, co się z edukacją dzieje. Dla polityka bowiem najlepsza edukacja jest czymś niewidocznym. Bez protestujących nauczycieli i niedouczonych młodzieńców.

Cel jest tuż-tuż, jak się wydaje, pedagogiczna nirwana nadciąga. Wszelako to pozór. Nawet, jeśli wymyślimy maturę najprostszą, to ona i tak za kilka lat okaże się zbyt trudna. Wszystko zacznie się wtedy od nowa. Poziom edukacji bowiem, zamiast iść w górę, podąża konsekwentnie drogą w dół. Może więc oszczędźmy sobie trudu i maturę zlikwidujmy.

Wprawdzie nowoczesna szkoła nie karci uczniów, nie wali ich linijką, a już tym bardziej nie wmawia wielkości Słowackiego, ale i bez tego bije rekordy w kształceniu społecznego konformizmu, braku oryginalności i bylejakości. Stary poczciwy Pimko jest przy niej prawdziwym żołnierzem wolności.

Szkoła, która wszystkich traktuje równo, za wiele nie wymaga, za to wiele moralizuje – a więc szkoła współczesna, kończona symboliczną maturą, nie jest w stanie już wykształcić indywidualnego charakteru ucznia.

Matura – czyli zaświadczenie o braku zdolności do rozumowania?

niezalezna-pl-logo

„MATURA” DLA PÓŁINTELIGENTÓW

Już po raz 25 przeprowadza się w Polsce maturę bez obowiązkowego egzaminu z matematyki. Ćwierć wieku to epoka obejmująca więcej niż jedno pokolenie. Dziwują się niektórzy nad tym, skąd w Polakach, szczególnie młodych z dyplomami, jest taka podatność na socjotechniczne manipulacje.. Przez ćwierć wieku nasz system edukacyjny odzwyczajał abiturientów od przekonania o ciążącym na nich obowiązku rzetelnego nabycia wiedzy i umiejętności w dziedzinach stereometrii, trygonometrii i algebry. Szkoła matematyczna jest szczególnie ważna dla młodzieży aspirującej do zawodów wymagających wyższego wykształcenia, a więc dla kandydatów na elitę narodu.

Za zdolności matematyczne, wyobraźnię przestrzenną i myślenie abstrakcyjne odpowiedzialna jest jedna i ta sama część mózgu – płaty ciemieniowe. Myślenie abstrakcyjne to nic innego, tylko rozumowanie – stąd człowiek rozumny, homo sapiens, czyli człowiek zdolny do myślenia abstrakcyjnego. Różni ludzie osiągają różneszczeble abstrakcji. Zależy to nie tylko od zdolności wrodzonych, ale też od tego, czego się człowiek uczył i z jakim rezultatem.

Już dziś matura

Z matematyką na filologię

Rz

Dziś ponad 443 tys. uczniów rozpoczyna maturę. 19 procent z nich (87 tys.) zdecydowało się zdawać pisemną matematykę. Na przyszłorocznej maturze ten przedmiot będą obowiązkowo pisali wszyscy. Część uczelni już zapowiada, że matematyka w przyszłorocznej rekrutacji może decydować o dostaniu się nawet na studia filologiczne.

Obowiązkowa matematyka wraca na maturę po ponadćwierćwiecznej przerwie. Ostatnio zdawali ją uczniowie w 1983 r. Ten nowy egzamin nie ma być jednak tylko sprawdzianem z rachunków, ale też z logicznego myślenia i umiejętności strategicznych. – Dla wielu uczniów będzie to gorzka godzina prawdy, bo po tylu latach nieobecności matematyki na maturze różnie wygląda nauczanie tego przedmiotu – przestrzega Wiesław Włodarski, matematyk i dyrektor L LO w Warszawie.

Nie dziwi go, że uczelnie chętnie sięgną po matematykę: – Wynik egzaminu, który zdają wszyscy, wspaniale nadaje się do tego, by różnicować kandydatów. Spodziewałem się też, że i kierunki humanistyczne sięgną po to kryterium. Każda uczelnia będzie wolała mieć, także na studiach humanistycznych, studentów, którzy radzą sobie z logicznym myśleniem.

Ale nie wszędzie obowiązkowy egzamin z matematyki zrobi rewolucję w rekrutacji. Na przykład uniwersytety: Śląski oraz Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, nie planują szczególnego uwzględnienia tego przedmiotu przy naborze na studia, na których dotąd nie był brany pod uwagę. 

 

Uczniowie lubią zdawać geografię

 

Pierwsze ogólnopolskie maturalne egzaminy zewnętrzne, czyli oceniane przez zewnętrznych egzaminatorów, odbyły się w 2005 r. Był to też najlepszy rok dla matematyki. Zdawało ją 28,5 proc. uczniów. Taki wynik już się nie powtórzył. W 2006 r. chętnych było 22 proc. Rok później – 24 proc. W ubiegłym roku liczba zdających ten przedmiot spadła do 18 proc., w tym pisze go 19 proc. Od lat najpopularniejsze przedmioty do wyboru to: geografia (w tym roku 40 proc.), wiedza o społeczeństwie (28 proc.), biologia (23 proc.). Maturzyści obowiązkowo zdają egzaminy pisemne: z polskiego, wybranego przedmiotu i języka obcego (najpopularniejszy angielski – 80 proc.), oraz dwa ustne: z języka polskiego i obcego.

 

Tu nie pomoże Centralne Biuro Antyściąganiowe

Ściąganie jest jak korupcja w futbolu

Polska

Z prof. Łukaszem Turskim, fizykiem z PAN, członkiem zarządu Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk, rozmawia Jacek Antczak

Matura to egzamin dojrzałości. Ściągając, dojrzewamy też do chodzenia na łatwiznę, do kombinowania? 
Teraz to już w gimnazjach do tego dojrzewamy. Chodzi o to, by coś osiągnąć, tylko… nieuczciwą pracą . Takie stare przysłowie: „Bez pracy nie ma kołaczy”, jest w naszym kraju wyśmiewane. Spryciarz jest ważniejszy i bardziej poważany, niż ktoś, kto ciężko haruje. Przyjeżdża trzystu facetów na demonstrację, spalą kilka opon, wybiją kilka szyb w ważnym urzędzie i dostają dwa razy wyższą pensję niż nauczyciele. W takich przypadkach też spryt jest ważniejszy niż ciężka praca. System nie faworyzuje tych, którzy pracują uczciwie. Jak ktoś cicho, spokojnie odwala swoja robotę, to na ogół nie jest zauważany i nagradzany. To się oczywiście trochę zmienia w prywatnym sektorze, ale ciągle jeszcze państwo nadaje ton naszemu życiu społecznemu.

W każdej dziedzinie naszego życia musimy przestać tolerować oszustwo. To musi być wielki społeczny ruch. Tu nie pomoże CBA, ABW czy ustanowienie Centralnego Biura Antyściąganiowego i innych służb uzbrojonych w broń długą, krótką i pałki. Rodzice, nauczyciele, wykładowcy muszą dzieciom powiedzieć, że liczy się uczciwość. To jest, niestety, robota na wiele lat dla nas wszystkich.

Zostawmy szkoły w spokoju

Zostawmy szkoły w spokoju

Kurier Lubelski 

Z prof. Ryszardem Legutką, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP, byłym ministrem oświaty, rozmawia Anna Gwozdowska.

Uważam, że jest coś niedobrego w tym, iż młodzież zdaje maturę w wieku lat 19 i 20 i korzysta równocześnie z przywilejów wieku dorosłego. Dlatego uznałem, że powinno zaczynać się naukę rok wcześniej. Prezydent też nie jest przeciwny samej idei.

W 1989 r. uznaliśmy, że szkoły prywatne są lepsze od państwowych. Od tego czasu powstało mnóstwo prywatnych uczelni. I co? Większość nowych szkół jest bardzo złych, a polski Harvard jakoś nie powstał. W szkolnictwie nie obowiązuje żadna uniwersalna doktryna. W Polsce, podobnie jak w innych krajach europejskich, tradycyjnie szkoły są w większości państwowe.

Reforma ministra Handkego miała być taką zmianą. W rzeczywistości mieliśmy w szkołach rewolucję, która spowodowała mnóstwo negatywnych konsekwencji. Twórcy reformy nie byli ich nawet świadomi.

Standardy nauczania muszą być wyższe. Szkoła jest ze swej istoty miejscem frustrującym. Są lepsi i gorsi uczniowie. Uważam, że nie można godzić się na politykę kapitulanctwa. To jest oczywiście politycznie kosztowne. Ten rząd i każdy inny stoi przed trudnym problemem, bo w gruncie rzeczy chodzi o to, aby przyznać się do tego, że do matury powinna przystępować znacznie mniejsza liczba uczniów.