II Rzeczpospolita wykształciła większość ludzi o patriotycznej postawie, o silnej tożsamości, odważnych, o jednoznacznie pozytywnej postawie moralnej, a jednocześnie ludzi aktywnych intelektualnie

Pokolenie II Rzeczypospolitej 

Nasz Dziennik, 10-11.11.2011

Prof. Witold Kieżun prakseolog

Koncepcja i praktyka wychowawcza II Rzeczypospolitej zdała egzamin. Wykształciła większość ludzi o patriotycznej postawie, o silnej tożsamości, odważnych, o jednoznacznie pozytywnej postawie moralnej, a jednocześnie ludzi aktywnych intelektualnie, zainteresowanych rozwojem świata, postępem w każdej dziedzinie. Ludzi zdolnych do ponoszenia najwyższych ofiar, aż do poświęcenia życia dla wartości najwyższego rzędu.
Do zrozumienia tej postawy niezbędna jest znajomość historii II Rzeczypospolitej. Powstała ona na gruzach trzech zaborów jako efekt eksplozji woli wolności, wyrażonej zarówno ruchem Legionów Piłsudskiego, podziemnej Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), zwycięskich powstań – wielkopolskiego, śląskiego – jak i zwycięskiej walki o Lwów. Te bojowe tradycje kształtowały etos walki zbrojnej o wolność…..

….Służba wojskowa miała wybitny walor pedagogiczny, kształtowała poczucie jedności grupowej i wyrabiała postawę dzielności, mocnej tożsamości, odporności psychicznej, więzi i solidarności koleżeńskiej, samodyscypliny i dyscypliny społecznej. Przykładem pedagogicznego efektu służby wojskowej był mój ulubiony profesor, polonista Kazimierz Lisowski, doktor filozofii ze szkoły lwowskiej prof. Kazimierza Twardowskiego. Objął on funkcję nauczyciela po studiach, zwolniony okresowo z odbycia służby wojskowej w podchorążówce. W czasie badań lekarskich okazało się, że stan jego zdrowia uzasadnia powołanie go na roczne studia w Szkole Podchorążych. Przed służbą wojskową nie potrafił utrzymać porządku w czasie swoich lekcji, wiadomo było, że u „Lisa” można było sobie poczytać jakąś książkę, pograć z kolegą w „durnia” czy po prostu porozmawiać z sąsiadem. Profesor delikatnie prosił o spokój, ciszę i zainteresowanie się wykładem, ale wiadomo było, że należy on do grupy niezaradnych nauczycieli i nie ma potrzeby go słuchać.

Po jego powrocie ze służby wojskowej uczniowie, pamiętając niezaradność, delikatność profesora, na pierwszej lekcji zaczęli zachowywać się po staremu. Profesor Lisowski zareagował ostro. Stanowczym, mocnym, podniesionym głosem powiedział, że nie będzie tolerował takiej postawy, że po prostu wyrzuci z klasy tych wszystkich, którzy nie poddadzą się niezbędnej dyscyplinie. Odtąd z zainteresowaniem słuchaliśmy jego ciekawych wykładów. Wprowadził nowoczesny system aktywnej nauki, co tydzień była klasówka, ocenione przez profesora dwa najlepsze opracowania autorzy musieli głośno odczytać. Dyskutowano nad nimi. Profesor zawsze bardzo interesująco podsumowywał dyskusję. Został później dyrektorem naszej szkoły. Tak służba wojskowa przekształciła zbyt delikatnego, typowego niezaradnego „maminsynka”, nieumiejącego zapewnić sobie właściwego szacunku intelektualistę, w stanowczego, silnego, a jednocześnie niegubiącego swojej osobistej kultury obejścia mężczyznę. Ten fenomen przekształcenia się osobowości był dobrze znany, mówiło się o „Lisie przed wojskiem” i o „Lisie po wojsku”. Niestety, ten wspaniały człowiek zginął już w 1940 roku w Auschwitz…..

….Tragedią współczesności jest to, że czołówka tych ludzi zginęła w ramach racjonalnie zorganizowanej, już w 1939 roku, wspólnej akcji niemiecko-rosyjskiej pozbawienia Polski jej inteligenckiej elity i w ten sposób urwania genetycznej więzi jej rozwoju.

Produkcja akademickiej mortadeli

Coraz większe tempo edukacyjnego wyścigu

Rz

Amerykanom proces boloński może się kojarzyć z „bolońską” – tak w USA określa się mortadelę. Ale w Europie pod tą nieco pokraczną nazwą kryje się jedno z najambitniejszych przedsięwzięć edukacyjnych we współczesnej historii kontynentu..

Wyścig o prymat w produkcji edukacyjnej mortadeli zaostrza się, bo do gry weszli Chińczycy. Europa nie może sobie pozwolić na to, by zostać z tyłu. Rzecz w tym, by nie zagubić w nim tego, co w europejskich uniwersytetach najcenniejsze – duszy.

U nas nie ma dobrych inżynierów, bo się ich źle kształci!

Prof. Turski: Grozi nam cywilizacyjna zapaść

Polska-The Times,

(mówi wybitny fizyk prof. Łukasz Turski w rozmowie z Joanną Berendt) … W naszym szkolnictwie wyższym pojawiło się już tyle szalonych pomysłów, że można w to wątpić. Np. ktoś proponował, by osiągnięcia naukowe polonistów oceniane mają być na podstawie ilości publikacji w zagranicznych tytułach. A ile filolog polski może opublikować artykułów w „Nature” czy „Science”? …Nasz kapitalizm jeszcze nie widzi, że dobrym tonie jest włożyć pieniądze w edukację – w sfinansowanie budowy biblioteki czy nowego skrzydła uczelni, które nazwane byłyby imieniem darczyńcy. U nas topi się pieniądze w klubach sportowych. Nasi kapitaliści w nie mają mentalności biznesowej. …

Nie ma Pan też najwyższego zdania o polskiej inżynierii. 
Jak mam mieć dobre zdanie, skoro u nas nie ma dobrych inżynierów, bo się ich źle kształci! Proszę tylko spojrzeć – każde skrzyżowanie na drodze jest zaprojektowane z błędem wynikającym ze słabej znajomości geometrii. Za taką ignorancję płacimy wszyscy! Nie mówię, abyśmy wszyscy pasjonowali się matematyką, ale trzeba zrozumieć, że jest to coś, bez czego cywilizacja się zawali…

Żniwa wydawców na okoliczność reformy

Sześciolatki w prezencie dla lobby wydawców

Rz, Tomasz Elbanowski 

W imię czego ukarano siedmiolatki, każąc im uczyć się z podręczników pisanych dla sześciolatków? Dlaczego zmuszono rodziców, by kupili nowe książki? Kto na tym zyskał? – zastanawia się publicysta

Niezwykła determinacja i tempo, z jakim minister Katarzyna Hall wprowadziła nowy program, rodzą więc pytania: Po co zmieniono program dla kilku procent dzieci? Po co skazano nauczycieli szkół i przedszkoli na gimnastykowanie się z programem niedostosowanym do poziomu uczniów? W imię czego ukarano siedmiolatki, każąc im uczyć się z podręczników pisanych dla sześciolatków? Dlaczego zmuszono rodziców, by kupili nowe książki, choć stare byłyby bardziej odpowiednie dla ich dzieci? Wreszcie: skoro straciły dzieci, stracili nauczyciele i rodzice, to kto na tym zyskał?..

Żniwa wydawców 

Z początkiem roku szkolnego nadeszły wydawnicze żniwa. Ministerstwo wspomagało je aktywnie za pomocą dopuszczeń sygnowanych znaczkiem „zgodne z reformą 2009”. Czy dla wydawcy może być coś piękniejszego, niż umieścić nowe logo na podręczniku i powtarzać, że teraz tylko książki z nowym logo są zalecane przez MEN i konieczne do tego, żeby w ogóle móc uczyć?

Mogą zawojować świat ?

Włóżmy im buławę do tornistra

miesięcznik Odra

Teologia Polityczna.pl

Z profesorem Andrzejem Białasem, fizykiem, prezesem Polskiej Akademii Umiejętności od  2001 r. rozmawia Magdalena Bajer.

Ale w ministerstwie kiełkuje podobna  idea – mówi się o „uczelniach flagowych”, więc może to przestanie być herezją. Krótko mówiąc chodzi o skonstruowanie takiego systemu finansowania, żeby te enklawy najlepszego kształcenia i badań na najwyższym poziomie nie musiały poziomu obniżać. Swego czasu napisałem  szkic takiego systemu, zawierający kryteria oceny, zwracając uwagę, że przyznawanie statusu większego finansowania całej uczelni jest trochę wątpliwe, bo nawet w najlepszych  są wydziały  słabe, którym się to nie należy.  Dwadzieścia lat temu w Radzie Głównej Szkolnictwa Wyższego grono jej członków walczyło o to,  żeby powstał możliwie dobry sposób oceniania  uczelni, wydziałów, kierunków… Odsądzano nas od czci i wiary, ale w  końcu utworzono Państwową Komisję Akredytacyjną. To jednak nie wystarcza, bo  Komisja może tylko powiedzieć: tak – nie. Ustala dolną granicę, poniżej której  już nie mamy do czynienia ze studiami wyższymi i wtedy grozi zamknięcie uczelni czy wydziału. Potrzebne byłyby przynajmniej trzy kategorie, a może więcej. W projekcie ministerialnym zapisano, że za określoną liczbę najwyżej ocenionych wydziałów uczelnia może dostać  ekstra  finansowanie. Myśl jest taka, że na bardzo dobrej uczelni nawet studenci słabszych wydziałów mają dużą szansę zetknąć się z wybitnymi nauczycielami.

– Podobno potencjalnych elit jest w populacji około 7 %.

– Tym bardziej trzeba się troszczyć, żeby nikogo nie zmarnować. Tych 7% to ludzie, którzy są w stanie i powinni skończyć studia trudne. To tam się weryfikuje potencjalna przynależność do elity. Z perspektywy własnego życia wiem, że niczego wartościowego nie uzyskuje się bez ciężkiej pracy. I to nie jest jakaś smutna konstatacja, bo ciężka praca może być źródłem wielkich satysfakcji i radości, jeśli pojmujemy jej sens.


– Elitom przypisujemy przywództwo – duchowe, intelektualne. Oczekujemy, że będą pełnić taką rolę w społeczeństwie.

– Trzeba tym najlepszym studentom, skoro mówimy o powstawaniu elit na uniwersytetach, wdrażać ambicję, żeby w życiu osiągnąć coś ponad przeciętność – nie stanowiska i zaszczyty, które oczywiście bywają wyrazem zasłużonego uznania, ale uznanie za to, co się samemu wniosło do dorobku swojej dziedziny, a przez to do dorobku kultury. To powinni być ludzie, którzy czują, że mają buławę w plecaku, że mogą zawojować świat, w najszlachetniejszym sensie tego określenia

Mózg bez kręgosłupa

Mózg bez kręgosłupa

Tygodnik Powszechny

Kształtowaniu inteligencji służą tylko te modele edukacyjne, które stawiają na kreatywność. Nasz system ją zabija – alarmują prezes PAN i rektor Collegium Civitas. Rozmawiała Elżbieta Isakiewicz

Elżbieta Isakiewicz: Szczycimy się, że w wolnej Polsce gwałtownie przybyło obywateli z wyższym wykształceniem. Ale czy przybyło nam inteligentów?

Prof. Edmund Wnuk-Lipiński: Na fenomen masowego wzrostu kształcenia na poziomie wyższym można spojrzeć pozytywnie – inteligentami stali się ci, którzy wcześniej nie mieliby na to szans. Ale ten fenomen ma swoją cenę. Jeśli zdefiniujemy inteligencję w kategoriach dawnego etosu, to trzeba stwierdzić wprost: inteligentów przybyło nam znacznie mniej niż osób z wyższym wykształceniem.

Prof. Michał Kleiber: Średni poziom wiedzy i przygotowanie do życia w społeczeństwie obywatelskim u absolwentów wyższych uczelni oceniam krytycznie. Na szczęście w każdej populacji są ludzie w naturalny sposób obdarzeni inteligencją w sensie, o którym mówimy. W Polsce też. Ich rozwoju nie zahamuje nawet nie najlepsza uczelnia.

Edukacja zdegenerowana

Edukacja zdegenerowana

Rz

Miarą jakości edukacji jest indywidualny rozwój, a nie, jak chcą współcześni reformatorzy, przyszły komercyjny sukces uczniów – pisze historyk i nauczyciel

Trwa debata na temat kolejnych zmian wprowadzanych w polskiej szkole. Ostatnio można było przeczytać w „Rzeczpospolitej” druzgocący tekst państwa Karoliny i Tomasza Elbanowskich („Szach rodzicom od minister Hall”, 26 sierpnia 2009 r.) oraz doskonały, choć pisany w ewidentnej pasji, artykuł Ireneusza Wywiała w „Dzienniku” („Znów zaczyna się reformowanie reformy edukacji”, 19 sierpnia 2009 r.). Nawet na łamach „Gazety Wyborczej” pojawiały się nie tak dawno utyskiwania profesorów wyższych uczelni na konsekwentnie spadający poziom wykształcenia pierwszorocznych studentów.

Nie ma europejskiej normy

Wszystkie te nad wyraz krytyczne i wnikliwe opinie, niezależnie od różnic szczegółowych, łączą dwie cechy wspólne. Po pierwsze, pokazują one postępującą degenerację polskiego systemu oświaty, przy czym główną przyczyną negatywnych zmian są, paradoksalnie, wprowadzane odgórnie reformy mające w założeniu sytuację poprawić – i jest to opis, z którym generalnie trudno się nie zgodzić. Po wtóre zaś nie wywołują one ze strony tzw. czynników oficjalnych lub choćby zaangażowanych przez MEN ekspertów merytorycznej polemiki.

Trudno bowiem za takową uznać odpowiedź sprowadzającą się do przylepiania oponentom łatki „ciemnogrodu, wroga postępu i wstecznika”, jak to trafnie ujął Wywiał, lub pobłażliwego „odsyłania do narożnika” przy pomocy powoływania się na rzekomo obowiązujące Polskę standardy instytucji międzynarodowych (głównie UE), czyli sugerowanie głosicielom odmiennych poglądów ignorancji w sprawach elementarnych.

Studiuje około dwóch milionów, a polska nauka nie ma wiele do powiedzenia

Edukacja, egalitaryzm i strata czasu

Opcja na prawoNr 9/93, wrzesień 2009,Damian Leszczyński

Parę miesięcy temu na łamach prasy toczyła się dyskusja na temat kondycji polskiego szkolnictwa wyższego. Wśród wielu głosów – w przeważającej mierze krytycznych – pojawiła się również opinia pewnego filozofia, który w oparciu o kuriozalne wypowiedzi swoich studentów postawił prowokacyjną tezę, że większość polskich studentów to półanalfabeci, około dziesięciu procent zaś to analfabeci kompletni. Towarzyszyła temu diagnoza, w myśl której za fatalny stan wiedzy słuchaczy studiów wyższych odpowiada fatalny stan edukacji licealnej. Podejrzewam, że diagnozę tę można rozwijać i winą za ten ostatni obarczyć fatalną edukację gimnazjalną, która z kolei spowodowana jest beznadziejnym przygotowaniem na poziomie podstawowym…

W Polsce pod zaborami, kiedy edukacja była na fatalnym poziomie, pojawili się tacy literaccy geniusze, jak Mickiewicz, Słowacki, Krasiński czy Norwid. W okresie międzywojennym mniej więcej jedną czwartą społeczeństwa stanowili analfabeci (od 33 procent w 1921 roku do 15 w 1939), a na wyższych uczelniach studiowało jedynie kilka procent ludności, jednak to w tamtym czasie działały we Lwowie i w Warszawie szkoły filozoficzne i matematyczne na światowym poziomie. Dzisiaj, kiedy studiuje około dwóch milionów ludzi, czyli niemal jedna trzecia populacji w wieku przedprodukcyjnym, analfabetyzm zaś skutecznie wypleniono, polska nauka nie ma wiele do powiedzenia, a poziom studiujących zmusza powściągliwych nawet komentatorów do użycia mocnych słów.

Sprawiedliwość potrzebuje reform

Sprawiedliwość potrzebuje reform

Rz

Wprowadzenia praktycznego kształcenia na studiach prawniczych chce samorząd radców prawnych

Reforma studiów prawniczych jego zdaniem polegać miałaby na wprowadzeniu praktycznego kształcenia umiejętności wykonywania prostych czynności prawnych (np. sporządzania typowych umów) i opinii w nieskomplikowanych sprawach. Magistrowie prawa byliby wówczas przygotowani do udzielania na rynku najprostszej pomocy prawnej. – Wydziały prawa nie mogą uczyć tylko teorii – uważa M. Bobrowicz. Jednocześnie zastrzegł, że według samorządu radców zastępowanie klientów przed sądem powinno być powierzane wyłącznie prawnikom po aplikacji i zdanym egzaminie.

W opinii środowiska, potwierdzonej poważnymi badaniami socjologicznymi, Polaków cechuje niska świadomość prawna. Dlatego samorząd radcowski proponuje wprowadzenie szerszej niż dotychczas edukacji prawniczej już w szkołach średnich. I deklaruje społecznie swoją pomoc w organizowaniu takich zajęć. Chodzi o to, by młodzież widziała różnicę między przepisami karnymi a cywilnymi, mogła poznać swoje prawa nie tylko jako obywatele, ale także jako konsumenci.

– Nauczyciele mogliby zapraszać na lekcje radcę, który od strony praktycznej opowiedziałby uczniom o prawie. Chcielibyśmy wspólnie z Ministerstwem Edukacji Narodowej przygotować program takich zajęć – oświadczył prezes Bobrowicz.

Dyskusja o stanie polskiej edukacji

Dyskusja o stanie polskiej edukacji

GW

Specjaliści i manipulatorzy

J. Majcherek

Polska szkoła maltretuje uczniów wtłaczaniem im do głów niezliczonej liczby faktów z nauk ścisłych i przyrodniczych. Absolwenci garną się więc do filozofii, psychologii czy socjologii.

Triumfy ignorancji

Adam Leszczyński

Po co spędzać 20 godzin na omawianiu „Trylogii”, skoro można z bryku dowiedzieć się, kto kogo zabił i kto się w kim kochał, a czas spędzić na uczeniu się rzeczy naprawdę potrzebnych w życiu?

Obiad w trakcie konferencji naukowej. Akurat trwają matury. Uczestnicy konferencji – wykładowcy na uczelniach w całej Polsce – rozmawiają o maturzystach, których będą uczyli od października.

– Z roku na rok są coraz głupsi – mówi profesor z Olsztyna.

– Z sześćdziesięciu studentów historii pierwszego roku tylko dwóch przyznało się, że czyta jakiekolwiek gazety, w internecie czy na papierze – załamuje ręce adiunkt z Warszawy. – Nie czytają nic. Nawet kryminałów.

Nadmiar matematyki nie szkodzi

Paweł Góra

To analfabetyzm matematyczny przyczynia się do ślepej wiary w nieograniczone zyski na giełdzie, to braki w wykształceniu przyrodniczym odpowiadają za radosne zabudowywanie terenów zalewowych. Polemika z Majcherkiem.

My źle uczymy naszą młodzież nie tylko przedmiotów ścisłych, ale też humanistycznych: historia staje się katalogiem zdarzeń, bez próby zrozumienia procesu historycznego, zestaw lektur jest z reformy na reformę ograniczany, symbole i odniesienia oczywiste przez stulecia powoli stają się niezrozumiałe, język się trywializuje, na maturze z polskiego karani są ci, którzy ośmielą się wyjść poza utarte schematy. Dlaczego wiedza o społeczeństwie, przedmiot najchętniej wybierany przez maturzystów, nie może dostarczać „solidnej porcji nauk społecznych”, o którą Majcherek zabiega? Czemu profesor Uniwersytetu Pedagogicznego nie troszczy się o jakość kształcenia w ogóle, lecz walczy z chochołem rzekomego nadmiaru matematyki?

Matematyko, wróć? Matematyko, precz?

Łukasz Turski

Szanowny Pan red. Piotr Pacewicz

Tekst prof. Janusza A. Majcherka pt. „Specjaliści i manipulatorzy” („Gazeta” 9 lipca) szalenie mnie zasmucił. Nie z powodu głupot wypisywanych przez prof. Majcherka, zawodowego wroga tabliczki mnożenia, ale z powodu zachowania się „Gazety”. To kolejny atak na wykształcenie podstawowe przypuszczany na łamach „Gazety”, w sposób uniemożliwiający odpowiedź. Prof. Majcherek miał czas przygotować swój tekst. Państwo publikujecie go wtedy, gdy większość wrogów ludu, takich jak ja fizyków i matematyków, zajmuje się przyjęciami na studia albo – o zgrozo – jest na wakacjach i musi korzystać z dobrodziejstw „zasięgu”, by połączyć się z Państwem internetowo. Ja poza tym nie wożę na wakacje komputera! Zabieram ze sobą wnuki! Uniemożliwiacie więc nam merytoryczną odpowiedź.

List otwarty do Janusza A. Majcherka

Michał Leszczyński

Imputowanie ludziom wykształconym w dziedzinie nauk ścisłych, że są „bardziej podatni na polityczną agitację i ideologiczne sugestie, wykazując się ignorancją w rozpoznawaniu ich bałamutności”, jest demagogią posuniętą do granic jakiejkolwiek przyzwoitości. Jeżeli Pan opiera to stwierdzenie na wynikach swoich badań, to proszę podać nazwę renomowanego czasopisma socjologicznego, w którym Pan te rewelacje opublikował. Jeżeli Pan nie ma dowodu naukowego na takie stwierdzenie, to, przykro mi, nauka etyki zawodowej i ludzkiej, była w Pana przypadku zupełnie chybiona. 

Przeciwstawianie nauczania przedmiotów ścisłych i humanistycznych nie ma żadnego sensu, bo jedno i drugie jest niezbędne, jeżeli mamy funkcjonować w nowoczesnym społeczeństwie. Każdy filozof powinien znać podstawy fizyki i biologii, aby zrozumieć socjobiologię, która wyjaśnia wiele zachowań człowieka, a każdy inżynier powinien w szkole wcześniej zetknąć się z etyką i literaturą, aby umieć być kochającym mężem, czy ojcem.

Polski problem nie polega na tym, że młodzi ludzie uczą się za dużo matematyki, a za mało filozofii, tylko na tym, że w szkole nie uczą się myśleć ani wspólnie pracować. A myśleć i uczyć się działać w grupie powinno się zarówno na lekcjach fizyki, jak i literatury czy filozofii, która powinna się znaleźć w programie nauczania szkolnego.