„Wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej to nie tylko sprawa pamięci. To sprawa naszej wolności i niepodległości”– z prof. Kazimierzem Nowaczykiem, fizykiem z Uniwersytetu Maryland, rozmawia Joanna Lichocka. ..Jestem fizykiem, karierę naukową zacząłem w Polsce, pracowałem w Instytucie Fizyki na Uniwersytecie Gdańskim. W ramach wymiany naukowej wyjechałem do Stanów Zjednoczonych. I tu od 1996 r. pracuję w laboratorium w Centrum Spektroskopii Fluorescencyjnej. To centrum przy Szkole Medycznej Uniwersytetu Marylandzkiego, najstarszej publicznej szkole medycznej w USA. Prowadzimy własne badania podstawowe, ale też realizujemy zlecenia dla fizyków, biologów, chemików.
Kontakt z Antonim Macierewiczem nawiązałem we wrześniu 2010 r. podczas jego wizyty w USA z Anną Fotygą, gdy rządzący Polską oskarżali go o zdradę, że pojechał do „obcego mocarstwa” (śmiech). Był to pierwszy nasz kontakt po prawie 30 latach, bo tyle czasu minęło od naszego poznania się na spacerniaku w więzieniu w Iławie.
A co Pan tam robił?
To było ciężkie więzienie, w którym osadzano internowanych w stanie wojennym. Byłem jednym z nich. Trafiłem do Iławy wiosną 1982 r. w ramach akcji „uczelnie”. Wtedy bardzo wiele osób z uczelni zostało internowanych. Byłem wówczas asystentem w Instytucie Fizyki na UG. Wcześniej aresztowano czterech moich studentów, w tym Marka Czachora, który dostał wyrok półtora roku więzienia. Został skazany w procesie, w którym zapadły najwyższe wyroki w stanie wojennym. Między innymi mama obecnego prof. Marka Czachora, znana działaczka gdańskiej opozycji, pani Ewa Kubasiewicz, dostała najwyższy wyrok – 10 lat więzienia. Chodziło o druk i podziemne wydawnictwo.
Oprócz „oficjalnego” uniwersytetu był jeszcze ten latający, w przenośni i dosłownie, od końca lat 70., kiedy poznałem doktora Leszka Kaczyńskiego, Arama Rybickiego, a podczas strajku studentów w 1988 roku Przemka Gosiewskiego. Potem nasze drogi się rozeszły. Oni zginęli, a ja mam wobec nich dług do spłacenia.
…Nie byłem nikim znaczącym, ale zawsze starałem się działać w chwilach, które uznawałem za ważne. Nie ukrywam, że moja kariera naukowa nieco na tym ucierpiała. Nie było szybkiego doktoratu, zagranicznych stypendiów. Ale miałem szczęście, że nie straciłem pracy. A spowolnienie doktoratu to także moja wina, bo miałem mało czasu, pochłonięty różnymi akcjami…Pierwszy raz na wymianę naukową wyjechałem w 1991 roku, a kilka lat potem otrzymałem propozycję uczestniczenia w dużym, kilkuletnim grancie, sponsorującym wszystkie badania centrum. I wówczas musiałem wybrać. Mój macierzysty instytut odmówił mi urlopu bezpłatnego, powiedziano mi, że albo wracam, albo wyrzucają mnie z pracy. Zdecydowałem, że zostaję. To był 1997 rok……..
Filed under: Z internetu | Leave a comment »